Natknąłem się dzisiaj na event u Sany, który dopiero się zaczynał. Ze względu na godzinę było zupełnie pusto, oprócz jednego przypadkowego kolegi, który już ubił kilka na miejscu. Pomyślałem sobie - a pomogę mu, zrobimy sobie ten event sami, potem ubijemy Sanę i wpadnie trochę expa.
No i razem z kolegą zrobiliśmy pierwszą część eventu zupełnie SAMI - ja ubiłem z 35 sztuk, kolega resztę. Po czym, gdy dobijałem ostatnie paskudztwo zleciało się ,niczym muchy do obornika, kilku graczy 80+ i zaczęli krążyć. Oczywiście jeden z nich w..chrzanił się w Sanę, zawołał swoich kolegów i jeszcze wredne ch...omiki zablokowali drużynę i ani ja, ani kolega, chociaż sami wywołaliśmy Sanę, to nie mogliśmy uczestniczyć w jej ubiciu.
Nie muszę chyba mówić, że wyszliśmy na frajerów, pracując kilkanaście minut na to, by główną nagrodę mogli zgarnąć ci, którzy przyszli na gotowe.
Domyslam się, co mogą czuć low-levele, które zbierają i znoszą flaki, po to by jakis koks mógł sobie ubić Obserwatora
Dodatkową perfidią takiego rozwiązania jest to, że ci ,którzy najciężej uczestniczą w pierwszej części eventu pod jego koniec są zwykle rozładowani z HP/many/kondy i muszą chwilę odpocząć, więc nie moga na równych warunkach konkurować o zaatakowanie NPC z drugiej częsci. Więc ten mechanizm nawet preferuje tych, którzy się nie narobili i przyszli na gotowe.
Dlatego POSTULUJĘ:
By zaatakować Sanę / Obserwatora mogli tylko ci , którzy w pierwszej częsci eventu wyrobili co najmniej 75% normy ,albo znaleźli się wśród trzech najlepszych graczy.
[ Dołączyć do walki oczywiście mógłby każdy - tak samo jak do walk ze stworami questowymi ]
