Rejestracja: 21 Gru 2011, o 09:54 Posty: 190 Miejscowość: Nawet google nie widzą Podziękowano:20 razy Otrzymanych podziękowań:28 razy
Nick w grze: Mashtall
Serwer: HardCore
Re: epicka legenda
Tu zrobie mały spis tego co mamy, aby było mówiąc krótko przejrzyściej
Vanessa "Gorthdar"
Spoiler:
Legendarna broń nazywana inaczej "Bronią Eberiana Ognistowłosego". Eberian był wodzem ludu barbarzyńców z dalekiej północy, a legend o tym jak powstała ta broń jest kilka. Jedna z nich brzmi, że broń była nagrodą od samych Bogów, za dzielną bitwę z hordami nieumarłych w roku ----. Inna z kolei nawiązuje do pewnego demona, który siał zniszczenie na ziemiach Taernu około roku ----. Według tej legendy, Eberian wyzwał demona na pojedynek sam na sam. Demon był tak zszokowany i zdziwiony, że tchnął część swojej mocy w topór Eberiana, dając mu cień szansy na wygraną. Ku zaskoczenie, Eberian wygrał. Najbardziej jednak prawdopodobna i przyjęta z legend nawiązuje do historycznej wielkiej zimy, która miała miejsce w ----. W tym to czasie, ludy barbarzyńców były bardzo wyniszczone. Brakowało pokarmu i ciepła. Wielu, nawet najtwardszych zamarzało w wiecznych śniegach. Eberian chciał ratować swój lud, więc wyruszył razem z garstką ludzi w wielką podróż przez zaspy, lodowce i lodowe pustynie w poszukiwaniu ciepła i jedzenia. Nie wiedział gdzie iść i czego szukać, jednak siły dodawała mu wiara i chęć pomocy własnemu ludowi... nie podobało się to jednak pewnemu śnieżnemu trollowi nazywanemu Ungerhat, który panował w tych okolicach. Troll ten był znany z swojej wielkiej nienawiści i okrucieństwa do ludzi. Obecna pogoda i walające się zamarznięte ludzkie ciała, były dla potwora rajem. Postanowił on zapolować na Eberiana i jego ludzi. Pewnej nocy odnalazł i wymordował wszystkich ludzi Eberiana, jednak do niego samego nie umiał się zbliżyć. Coś go odstraszało, coś co sprawiało, że jego śnieżne futro jeżyło się ze strachu. Ungerhat nigdy nie czuł czegoś podobnego, więc ogłuszył barbarzyńcę i zabrał go do swojej lodowej jaskini, zamykając w lodowym więzieniu. Szacuje się, że Eberian nie wiadomo jak, ale przeżył w więzieniu trolla około 4 miesięcy niedoli... nie jedząc i pijąc jedynie wodę z topniejącego lodu. Troll nie rozumiał... nie wiedział dlaczego Eberian nie zamarza i jakim cudem żyje bez pokarmu. Przy życiu trzymała go złożona ludowi obietnica i siła pochodząca z głębi gorącego serca barbarzyńcy. Po 4 miesiącach, wychudzony i słaby Eberian dalej siedział w celi, jednak tego dnia stało się coś dziwnego. Troll wrócił do swojej jamy i rzucił do celi kolejnego człowieka, a właściwie martwego człowieka, którego prawdopodobnie stwór chciał sobie zostawić na później. Za niewyjaśnioną przyczyną jednak, troll nie zauważył iż owego delikwenta wrzucił z bronią na plecach, może myślał, że Eberian jest za słaby, by dzierżyć w dłoni dwuręczny topór? Barbarzyńca jednak od razu to spostrzegł... wstał i resztkami sił chwycił zakrwawioną broń. Wtedy stało się coś niewyjaśnionego. Krew na toporze zaczęła płonąć, a lodowe więzienie topnieć od panującej temperatury. Zszokowany troll natychmiast podbiegł do Eberiana, jednak ten wydał z siebie okrzyk, jakiego podobno bestia nigdy jeszcze nie słyszała i jednym uderzeniem przekroił stwora na dwie połówki. Ostrość topora i ciepło przez niego wytwarzane spowodowało, że wchodził on w skórę trolla niczym nóż w masło. Ledwo dychający Eberian poczuł ciepło, topór dodał mu sił, słyszał głosy poległych wojowników, nową siłę i odwagę. Wydostając się, natychmiast zaczął jeść resztki mięsa pozostawione w grocie trolla. Nie rozumiał tego co się wydarzyło, podszedł do ciała, które należało do wojownika dzierżącego topór, a imię zmarłego brzmiało "Gorthar". Jego imieniem właśnie Eberian nazwał topór, a następnie wziął ciało trolla na sanie i ruszył w drogę do swojego ludu. Śnieg topniał... tam gdzie stąpał Eberian, lód znikał, a jego miejsce zastępowała trawa. Śnieg przestał sypać, a przyroda odżywała. Kiedy wrócił do swoich, widział on odżywającą na nowo wioskę, bydło, które wracało do życia. Trolla zjedzono. Eberian żył kolejne 32 lata jako wódz wioski. Podobno pochowano go razem z Gortharem, jednak nikt nie wie gdzie dokładnie. Jedyni, którzy mogą to wiedzieć są potomkami dawnego ludu, ale oni nic nie mówią. Faktem jest jednak, że topór ten rzeczywiście miał dziwne właściwości wytwarzania ciepła. Mówią o tym opowieści przekazywane wśród ludu z pokolenia na pokolenie.
Wielu magów, alchemików i innych badaczy chciało wyjaśnić racjonalne zdolności Gorthdara. Stworzono wiele toporów na jego wzór, pozyskując dokładne opisy, zaklinając topory magią ognia, czy sekretnymi runami. Topory te jednak niszczyły się bardzo szybko... kolejne eksperymenty nie dały jednoznacznych wyników.
Skąd więc pochodziła moc legendarnego Gorthdara? Czy broń zmarłego wojownika był zaklęty dziwnym rodzajem magii? A może wiara serca Eberiana tchnęła w topór dziwną moc? Być może topór ten nigdy nie istniał, bo był zbyt idealny jak na topory tamtejszych czasów i jest tylko zwykłą opowieścią? Legenda pozostanie legendą, jednak kto wie... być może ktoś kiedyś odnajdzie grób Eberiana i odpowie na wszystkie pytania...
Gildartz "Imisindo"
Spoiler:
Z dziennika koldów (luźny przekład z koldziego na język ludziom zrozumiały): Kurk w jednej ze sztolni przebił się do korytarza, który prawie pionowo schodził w dół. Kurk, Ghebet, Kzahar i Furthar weszli doń sprawdzić, dokąd owa dziura prowadzi. Nie było to jednak jedyne z dziwnych wydarzeń tego dnia. Od braci z gór dochodziły do nas głosy, jakoby w okolicy pojawiło się COŚ. Podobne to było do kolda i niepodobne. Wysokie tak, że trzech koldów jeden na drugim musiałoby stać, żeby spojrzeć temu w ślepia. Budową kolda przypominało, choć chude to było i patykowate, a jednak zwinne i szybkie, przeczące rozmiarom. Widzieli tego stado całe, choć najdalej na ich ziemie zapuszczało się jedno z tych stworzeń, odziane, z rudą sierścią. Uzbrojone w coś, czego koldy do tej pory nie widziały, a co zabić jelenia czy orka nawet ze stóp stu potrafiło. Nikt nie wie, co to za stwory, ale szykujemy się do walki. Co, jeśli jest ich więcej?
Jest to jeden z nielicznych nadal pozostałych opisów, w których koldy po raz pierwszy zetknęły się z człowiekiem. Ciekawy jest o tyle, że dotyczy jednego z naszych bohaterów, który jako pierwszy zasiedlił ziemie koldów. Choć, co prawda, nie obyło się bez ofiar. Po obu stronach. Mowa oczywiście o Gonecie Królewskim Łuczniku. Żeby zrozumieć, jak wyjątkowym był człowiekiem, trzeba poznać całą jego historię. Urodził się w roku ---- w stolicy Haligardu jako trzeci syn, więc jako taki nie miał nadziei na dziedziczenie ziemi po ojcu. Nie mając większego wyboru, zaciągnął się na służbę w królewskim oddziale. Chuderlawy to był chłopak, wysoki, o długich, ale silnych ramionach. Konno jeździć nie umiał, w zbroi sobie nie radził, więc odesłali go do świeżo formującej się drużyny łuczników. Oko miał nad podziw bystre, choć ówczesne łuki były dla niego o wiele za małe. Zaczął wtedy, co dziwne u żołnierza, zwoje mędrców, filozofów i wynalazców czytać. Czego tam szukał? Okazało się po paru latach, kiedy, metodą prób i błędów, łuk sporządził. Nie taki zwykły to był znowu łuk. Zrobiony ponoć był z kości smoka, które całkiem pospolite w tamtych czasach były, choć, jak wiadomo, dzisiaj też poczwarę taką wypatrzyć wprawnym okiem się uda, jednak nie są już tak liczne jak w czasach, w których Gonet łuk swój tworzył. Wzorując się na planach i rysunkach dawnych mistrzów cechowych, stworzył łuk o wiele większy od znanych ówcześnie, a co jeszcze dziwniejsze, był to łuk podwójnie gięty. Jak to wyglądało? Najpierw Gonet zahartował smoczą kość tak, by wygięta w kabłąk była. Jak łuk zwykły. Jednak zamiast cięciwę przymocowań doń, u kowala pewnego, który zwał się Lekajon, na ciężkim sprzęcie w pocie i znoju w drugą stronę wygiął. Łuk taki moc miał niesamowitą. Ze stu stóp ciężką zbroję płytową przebijał niczym liść dębowy. Wadę miał jednak taką, że cięciwy wszystkie rwał. Gonet o mało co nie oszalał z rozpaczy, będąc tak blisko ukończenia swych prac, a jednocześnie tak daleko. Wziął łuk i udał się nad rzekę, chcąc życie swoje razem ze swym dziełem w odmętach mętnej wody utopić, jednak uratowała go Wiła. Wtedy to po raz pierwszy i, o ile mi wiadomo, jedyny użyczyła człowiekowi swych długich włosów, które są mocniejsze niż stal i lżejsze niż pióro. Dała mu ich akurat tyle, by na cięciwę starczyło. Gonet mógł wreszcie ukończyć swój łuk, który w ramach podziękowania i hołdu dla daru Wiły nazwał jej imieniem - Imisindo. Nie wziął jednak pod uwagę tego, że włosy Wiły mają swoją własną magiczną moc, która sprawia, że część jaźni człowieka mającego z nimi stały kontakt wplata się w ich włókno. I tak, Imisindo chłonął jaźń Goneta, jego bystre oko, pewny chwyt i spokojny umysł. To właśnie dzięki temu łukowi Gonet zdołał zwyciężyć w starciu z o wiele liczniejszymi znającymi swą ziemię koldami, przez co ludzie po dziś dzień w Górach Koldów mieszkać mogą. Jak już nadmieniłem, kości smoków łatwe są w znalezieniu, przy odrobinie szczęścia nawet żywego upolować idzie, a mówią niektórzy, że i truchło jednego ze starych smoków wstaje czasem ze swego grobu, by ukarać śmiałków, którzy zbeszcześcić jego mogiłę zechcą. Imisindo wielokrotnie próbowano skopiować i stworzyć łuk o podobnej mocy, choć nigdy się to nikomu nie udało. Nikt inny nie otrzymał włosów Wiły, przez co każdy łuk, choćby nie wiadomo jak dobry, nie był tak dopasowany do swojego właściciela jak Imisindo, który wchłonął część jaźni Goneta, bo mocą taką obdarzony przez włosy Wiły został. Sam Imisindo przepadł, przechodząc z rąk do rąk wśród potomków Goneta, choć świat pełen jest, lepszych bądź gorszych, kopii tej wspaniałej broni, które czasami uda się spotkać w rękach tej czy innej maszkary.
Steevy "Allenor"
Spoiler:
Armia Haligardu przemierzała najdalsze zakątki swiata w poszukiwaniu zaginionego niegdyś paladyna który był najodważniejszym z rycerzy jaki kiedykolwiek żył na ziemi, niestety każdy kraj który odwiedzili nie dawał im nawet cienia szans na znalezienie śladu pradawnego, w końcu dotarli do najstarszej i najbardziej wyludnionej krainy jakiekolwiek widzieli. Kiedy zobaczyli co się tam stało byli pewni, że nic tam nie znajdą, mimo to zaczęli szukać zapisków które by w jakiś sposób pomogły lub wskazały dalszą drogę, nagle z zaułku wyszedł stary niedołężny dziad, miał on siwą i długa do kolan brodę, cuchnęło od niego starością i zgnilizną. Rycerze gdy go zobaczyli chcieli mu spieszyć na ratunek gdy ten nazwał jednego z nich Allenorus, wszyscy byli tak zdziwieni, że nie wiedzieli o co zapytać starca. Starzec nazwał Allenorusem młodego pięknego rycerza imieniem paladyna którego od dawna szukają, nadzieja która już przygasała rozbudziła się i rozgorzała dowódca podszedł do starca pomógł mu wyjść z cienia i zaprowadził go do jednej z pobliskich karczm. Zadał mu pytanie czy ten wie coś na temat paladyna który zniknął wieki temu i do dzisiaj go szukają. Starzec zastanowił się dłuższą chwile i zaczął on opowiadać wszystko jakby to stało się wczoraj.
Był słoneczny dzień dzieci bawiły się beztrosko nikt nie przeczuwał zagrożenia które nadchodzi z południa, nagle ziemi zadrżała nikt nie wiedział co się stało, ludzie zaczęli panikować. Każdy zabrał swoje dziecko do domu, nagle wszystko ustało, nikt nie przypuszczał, że ta cisza zwiastuje nadejście najgorszego zła jakiekolwiek ktoś z nas widział, tylko jedna z osób które tamtego dnia były w karczmie zachowała bezgraniczny spokój i opamiętanie, był to człowiek w Białej zbroi która oślepiała gdy padły na nią promienie słońca, miał coś dziwnego ze sobą, lecz nie jestem w stanie określić co to było, była to chyba broń, lecz nie zwykła broń, emanowała ona dziwną mocą którą było czuć bardzo wyraźnie, nikt nie wiedział co to takiego. Nagle zauważyłem, ze coś strasznego przemierza ulice miasta, nie był to człowiek, ani żadna ze znanych mi istot. Cokolwiek to było, nie było co nic z tego świata, unosiło się nad ziemią, a za nią roznosiła się woń bardzo czarnej i bardzo dawnej Magii wtedy, jeden z naszych uczonych wbiegł do karczmy i wykrzyczał imię zapomnianego stwora, który został uwięziony w czeluściach piekielnych tysiące lat temu zwał się on "Angwalf". Nagle zobaczyłem, ze rycerz który siedział niedaleko mnie zniknął. Zbliżyłem sie do okna i zobaczyłem jak rycerz rozpędza się w stronę demona i z uderza go z mocą jakiej jeszcze nigdy nie widziałem, demon się rozgniewał rozpoczęła się najstraszniejsza bitwa jaką kiedykolwiek widziałem, minęło wiele godzin gdy wtem rycerz wbił ostrze w czaszkę potwora, rozniósł się straszliwy dźwięk demona zaczęły wchłaniać czeluści, gdy nagle nie wiadomo jak i nie wiadomo skąd zjawił się 2 demon tak sądziliśmy okazało się, ze jest to żywy cień Angwalfa który zaatakował osłabionego rycerza. Rycerz nie miał najmniejszych szans, ale rzucił się w wir walki. Zobaczyliśmy straszliwy obraz jak demon a właściwie cień demona wyciąga dusze rycerza i zabiera ją ze sobą. Rycerz poległ, lecz za to co zrobił wybudowaliśmy mu grób niedaleko stąd w górach, ale nikt z wyjątkiem mnie nie wie gdzie on się znajduje. Mijały lata, a ja czekałem by komuś powierzyć ten sekret i żeby ten waleczny człowiek wrócił do swego domu, teraz przekazuje wam klucz który otwiera jego grób.
Starzec padł na ziemie i wyzionął ducha.
Rycerze ruszyli by odnaleźć swego brata, szukali i szukali, lecz nie wiedzieli która to góra minęły 2 lata min odnaleźli miejsce gdzie spoczywa jeden z nich, ku ich zdziwieniu zobaczyli ogromne drzwi na który widniało jedynie "Allenorus najwaleczniejszy z żywych" dowódca pełen obaw umieścił klucz w ogromnych wrotach, po czym drzwi się otworzyły, zobaczyli podest na którym stała trumna, zbliżyli się do niej ostrożnie i zobaczyli jak rycerz z dumą trzyma swój oręż, już mieli zacząć zabierać się za przeniesienie ciała, lecz usłyszeli głos cichy, ale wyraźny głos "Zostawcie mnie tu gdziem poległ tu jest miejsce mej ostatecznej walki z demonami, zabierzcie broń i korzystajcie z niej mądrze to najpotężniejszy miecz paladynów jaki kiedykolwiek został stworzony". Rycerze jednak nie zabrali, ani miecza, ani ciała czuli się niegodni tak potężnej broni, pisma powiadają, ze do dzisiaj żyje jeden człowiek który zna legendę o zaginionym paladynie i jego wspaniałym orężu.
Damianor13 "Latarnia życia"
Spoiler:
Nie ma dokładnych padań mówiących wprost o artefakcie latarnia życia. Cała wiedza o niej składa się z legend, mitów, przypuszczeń i wierzeń miejscowych ludności. Część z nich to bajki dla dzieci mówiące o grubym dziadku w czerwonym stroju rozdającym ładne zabawki grzecznym dzieciom w ziemie. Podobno najgrzeczniejsze dziecko w danym roku otrzymywało latarnię. Natomiast według mieszkańców Dromother latarnia znajduje się głęboko pod zamarzniętym jeziorem. Prawda jest jednak taka, że nikt nie może powiedzieć jednego pewnego zdania i historii latarni. Oto fragmenty, które udało mi się znaleźć w starych koldzich bibliotekach.
Fragment z: ,,Dzieje Beirn'' Kiedy osadnicy z południa założyli osadę nikt nie przypuszczał, że życie w niej będzie trudne. Mroźny klimat utrudniał rolnikom możliwość hodowli jakiejkolwiek roślinności, dlatego jedynym sposobem zdobywania pożywienia były polowania. Lecz dzikie bestie zamieszkujące pobliskie tereny nie były przyjazne dla ludzi. Przeciwnie. Agresywne monstra starały się za wszelką cenę zgładzić nieprzyjaciół i zniszczyć całą wioskę. Zachowanie zwierząt zaniepokoiło jednego z najstarszych mieszkańców Beirn druida Arazza. Arazz dokładnie zbadawszy otaczającą go naturę stwierdził, że wszystkie potwory kierowane są przez siłę wyższą, która każe im zgładzić mieszkańców osady. Rozpoczął, więc poszukiwania za mentalnym przywódcą zwierząt i wkrótce go odnalazł. Znalazł on wielką górę pełną bestii jakich do tej pory nie widział żaden człowiek. Mimo tego druid postanowił całą ją zbadać. Dzięki swojej magii udało mu się ominąć czyhające wokoło niebezpieczeństwa i spotkać się z władczynią góry Moraną. Biała pani była zdziwiona tym, że zwykły człowiek, którego uważała za nędzną istotę zdołał się do niej dostać. Arazz od razu wysunął swoje żądania. Chciał, by biała pani przestała terroryzować Beirn i dała spokój jego mieszkańcom. Morana jednak nie chciała zgodzić się na te warunki, gdyż uważała się za jedyną królową, lecz gdy poczuła niezwykłą moc bijącą z wnętrza druida zmieniła zdanie. Postanowiła, że da mieszkańcom Beirn spokój w zamian a duszę maga. Arazz bez wahania się na to zgodził wiedząc, że i tak wkrótce by umarł, a przed swoją śmiercią chciał oddać ostatnią przysługę swym braciom. Ucieszona korzystną wymianą biała pani zaklęła duszę druida w magiczny kamień, który dał jej potężną moc. Siłę tak wielką, że nikt nie był w stanie jej pokonać. Tymczasem mieszkańcy Beirn stracili swego mędrca, nauczyciela i przewodnika i mimo, że nie zagrażały im już dzikie monstra wioska powoli zaczęła upadać.
Fragment z ,,Herosi tysiąclecia'' Nikt nie zaprzeczy, że największym z halingradzkich wojowników był potężny Aterfes. Tytan ten w wieku piętnastu lat został mistrzem areny w Halingradzie. Po osiągnięciu pełnoletności stwierdził, że w imperium nie ma dla niego wyzwań, dlatego wybrał się w daleką podróż. Najpierw odwiedził Alalir, gdzie rozprawił się z szajką zuchwałych bandytów. Niegdyś potężni złodzieje rozgromieni przez jednego człowieka okryli się hańbą, dlatego po dzień dzisiejszy pozostałe przy życiu niedobitki tej organizacji nazywa się frajerami. Następnie Aterfes odwiedził las koldów, gdzie siłował się z niedźwiedziem oraz przepędził orków nękających druidów. Po wielu innych czynach dotarł nareszcie do Beirn - wioski w górach, której mieszkańcy przeżywali poważny kryzys. Tamtejszy zarządca wioski miło przyjął herosa i opowiedział o trudnościach z jakimi zmaga się wioska. Nieurodzaj, zaraza i inne zmory nękały wszystkich. Według starszyzny wioski powodem tego była działalność białej pani - Morany, która wysysała z Beirn życiową energię. Nieświadoma swoich działań biała pani za pomocą potężnego kamienia pochłaniała dobrobyt Beirn przez co osada upadała. Dzielny wojownik postanowił podjąć się wyzwania odzyskania kamienia. Znalazłszy wielką górę pokonał wszystkie monstra jakie tam czekały i znalazł się przed obliczem białej pani. Morana, której tym razem zaimponowała siła człowieka zgodziła się oddać kamień pod warunkiem, że Aterfes pokona jej najwyższego sługę - Lugusa. Niegdyś niezwyciężony wojownik stanął do walki w, której już od początku przegrywał. Ogromny potwór masakrował nieszczęśnika nie dając mu najmniejszych szans na wygraną. Właśnie w tym momencie, kiedy Lugus miał zadać ostateczny cios kamień dzierżony w rękach przez Moranę zaczął świecić, a w prawie nieżyjącego wojownika wstąpiła nowa siła. Przypływ energii zmienił całkowicie sytuację. Lugus otrzymywał coraz więcej ciosów od herosa. I wtem stało się niemożliwe. Lugus padł, a Aterfes wygrał. Rozwścieczona biała pani oddała kamień wojownikowi. Rzuciła jednak na jego umysł klątwę. Czarna magia zniszczyła umysł herosa, który opuściwszy górę całkowicie oszalał. Jednak kryształ czuwający nad wojownikiem odegrał się białej pani wysyłając kontr-zaklęcie, które uśpiło Moranę. Biała pani przez wieki pozostała w swej górze i wielu zdążyło o niej zapomnieć, a mieszkańcy Beirn mimo, że nie otrzymali kamienia odzyskali utracone szczęście.
Fragment z ,,świętej księgi druidów'' Druidzi Virdinium od zawsze marzyli o władzy absolutnej. Aby to osiągnąć wielkie drzewo August wysłało swoich najpotężniejszych arcydruidów w poszukiwaniu sekretu potęgi. Na najlepszym tropie do osiągnięcia celu był wówczas najwyższy sługa Augusta arcydruid Zohar. Od dłuższego czasu zauważał on dziwne zjawiska na wschodzie świadczące o działaniu sił nadprzyrodzonych. Gdy, więc odwiedził Kemenack dokładnie wypytał pierwszego kapłana o dziwną magię jaka pojawiała się w okolicy. Ten jednak nie mógł odpowiedzieć na większość pytań, gdyż sam mało wiedział, dlatego Zohar sam musiał poszukać odpowiedzi. Zagłębił się w miejsce zwane przez koldy jaskinią robaczą, gdzie grasowały nieznane do tej pory dziwolągi. Wkrótce Zohar odnazał źródło paranormalnej anergii jaką był tajemniczy kryształ znajdujący się przy dużym szkielecie. Nie zainteresowawszy się poprzednim właścicielem Zohar wziął kryształ ze sobą i wrócił do Virdinium. Tam zajął się badaniem nad swoim znaleziskiem. Postanowił, że wyciągnie z niego 100% mocy i wkrótce mu się to udało, gdy umieścił go w stworzonej przez siebie latarni. Swe dzieło nazwał latarnią życia. Wtem, gdy chciał pokazać swój wynalazek w wiosce zerwała się potężna śnieżyca. Była to rzecz wprost niespotykana. Ogrom śniegu zakrył widoczność, a po kilku minutach znikł. Znikł on i znikła latarnia, którą sekundę wcześniej dzierżył w ręku Zohar. Co się z nią stało? Na to pytanie żaden druid ci nie odpowie.
Fragment z ,,dziennik łowcy potworów'' Coś dziwnego dzieje się ostatnio z potężnymi istotami, które nawiedziły niegdyś te ziemie. Jakaś magiczna moc wspiera niegdyś słabe monstra. Nie wiem co to jest, ale muszę poznać prawdę.
Steevy "Washi"
Spoiler:
Sztuki walki istniały od wieków doskonalono je i testowało na ludziach i workach treningowych, pradawni wojownicy byli szkoleni do długich i wymagających walk musieli więc panować nad oddechem i szybkością zużywanej energii witalnej. Ludzi szkolono do walki wręcz, ale jeden z klanów zbuntował się i zaczął używać broni zakazanej która dawała przewagę nad rywalem, tworzyli oni coraz to doskonalsze kastety. W końcu jeden z wojowników miał stoczyć walkę na śmierć i życie z mędrcem który przybył z dalekich stron, był on pewny swej wygranej niestety mędrzec okazał się magiem który mógł kontaktować się z naturą. Szybko okazało się, ze wojownik jest na straconej pozycji widząc to inni ruszyli by mu pomóc z wyjątkiem jednego który stanął za mędrcem ten w dowód wdzięczności obdarzył jego broń nadludzką mocą natury która dała ogromną przewagę nad rywalami mimo iż mędrzec oraz sojusznik otrzymywali straszne rany to natura stała za nimi, zwyciężyli. Wojownik był zaskoczony, że mędrzec obdarzył jego broń mocą która posiadał, poprzysiągł sobie, ze będzie używał broni w słusznym celu, przez lata bronił słabszych, lecz zakochał się w kobiecie która obronił, miała ona czarne włosy i ogromne zielone oczy w których wojownik się zatracił, owocem tej znajomości był syn któremu przekazał wiedzę oraz nauczył walczyć, gdy umierał przekazał broń synowi i kazał mu bronić słabych i zniewolonych. Syn okazał się złym i bardzo podstępnym człowiekiem nosił on imię Washikan, nie korzystał z broni by ratować słabych. Używał jej by stać się sławnym i potężnym. Druid który obdarzył kastety nadludzką mocą musiał zmierzyć się z siła jaką władał posiadacz kastetów, nie był w stanie z nimi zwyciężyć więc uciekł z pola bitwy by zachować życie. Znał on bowiem najstarsze zaklęcia jakie kiedykolwiek istniały, wykorzystał je by przywołać z zaświatów ojca Washikana, druid wykorzystał prawie całą swą moc by to uczynić gdy jednak się to udało opowiedział co się stało z jego synem. Druid mało myśląc wysłał ojca Washikana by ten odebrał mu kastety. Udało się kastety wróciły do prawowitego właściciela, niestety za straszliwą cenę, życie druida, który poświęcił je by jego przyjaciel miał wystarczająco dużo czasu na ukrycie ich tak by nikt z żywych ani martwych nigdy ich nie odnalazł. Jedyną wskazówka gdzie mogą być ukryte jest pamiętnik w którym widnieje wpis na ostatniej stronie.
"Zostało mi już bardzo mało czasu, aby ukryć broń która zagraża całemu światu, muszę ukryć ją tak by była niedostępna."
"Jestem coraz wyżej jest coraz zimniej zaczyna brakować tlenu, a ja czuje, ze wracam w zaświaty, widzę na szczycie góry ogromną bryłę lodu, muszę się tam dostać jak najszybciej"
"Udało mi się broń jest zamrożona w ogromnej bryle lodu, nikt z żyjących nie jest w stanie tu dotrzeć, nikt ze zmarłych nie jest w stanie otworzyć lodowego więzienia. Nikt nie dowie się, ze bron została ukryta na szczycie góry....."
Tu zapiski się kończą nikt nie wie czy w tym momencie nieumarły wrócil do zaśiatów czy stało się coś co nie pozwoliło mu skończyc pamiętnika, nikt nigdy tego się nie dowie, historia tego co się stało i gdzie jest broń którą ludzie nazywają Washi na zawsze zostanie owiana tajemnica
Będę aktualizował
_________________ Wracam do gry ze zdwojoną siłą !
W głębi serca zawsze będę jednym z graczy Mielonych
23 Maj 2014, o 21:10
llwyd Blaidd
Błądzący w Tunelach
Rejestracja: 10 Mar 2013, o 12:02 Posty: 89 Podziękowano: 0 raz Otrzymanych podziękowań:8 razy
Nick w grze: Naloko
Re: epicka legenda
Pytanie tylko, jak to się ma do realiów gry to co wymyślili gracze?
_________________ Rany zadane na ciele, tak jak powiedzieli, w imie... Rany zadane sercu, są początkiem, końca! Rany zadane duszy, i ty wiesz, iż to wie gdzie moje... Rany zadane mojemu życiu, przeklinające głośno, niczym chaos!
24 Maj 2014, o 10:05
Steevy
Współpracownik Gnarla
Rejestracja: 21 Gru 2011, o 09:54 Posty: 190 Miejscowość: Nawet google nie widzą Podziękowano:20 razy Otrzymanych podziękowań:28 razy
Nick w grze: Mashtall
Serwer: HardCore
Re: epicka legenda
@up Tak, że ekipa zleje to i stwierdzi, że ma dużo roboty. Jak zwykle zresztą malowanie mapek które nic nie dają ważniejsze od klimatu i fabuły gry
_________________ Wracam do gry ze zdwojoną siłą !
W głębi serca zawsze będę jednym z graczy Mielonych
26 Maj 2014, o 15:55
llwyd Blaidd
Błądzący w Tunelach
Rejestracja: 10 Mar 2013, o 12:02 Posty: 89 Podziękowano: 0 raz Otrzymanych podziękowań:8 razy
Nick w grze: Naloko
Re: epicka legenda
Nie wiem jak jest u ciebie, ale dla mnie sceneria też odgrywa ważną rolę w budowaniu klimatu, co nie zmienia faktu, że brakuje mi ksiąg o historii, legend, bestiariuszy i takich tam czytanek.
_________________ Rany zadane na ciele, tak jak powiedzieli, w imie... Rany zadane sercu, są początkiem, końca! Rany zadane duszy, i ty wiesz, iż to wie gdzie moje... Rany zadane mojemu życiu, przeklinające głośno, niczym chaos!
26 Maj 2014, o 19:05
Steevy
Współpracownik Gnarla
Rejestracja: 21 Gru 2011, o 09:54 Posty: 190 Miejscowość: Nawet google nie widzą Podziękowano:20 razy Otrzymanych podziękowań:28 razy
Nick w grze: Mashtall
Serwer: HardCore
Re: epicka legenda
@up Myslisz, ze ja to pisalem bo mi sie nudzi gdybym mi nie zalezalo na historii ekipów które w jakis sposób budują klimat to bym tego nie pisal xD
Miałem kiedyś faze na pisanie legendy taernu, ale skonczyło się na tym, ze było to za dlugie bo az 14 stron w wordzie 11czcionka
_________________ Wracam do gry ze zdwojoną siłą !
W głębi serca zawsze będę jednym z graczy Mielonych
26 Maj 2014, o 20:29
llwyd Blaidd
Błądzący w Tunelach
Rejestracja: 10 Mar 2013, o 12:02 Posty: 89 Podziękowano: 0 raz Otrzymanych podziękowań:8 razy
Nick w grze: Naloko
Re: epicka legenda
Czytałeś pierwszą część zdania?
_________________ Rany zadane na ciele, tak jak powiedzieli, w imie... Rany zadane sercu, są początkiem, końca! Rany zadane duszy, i ty wiesz, iż to wie gdzie moje... Rany zadane mojemu życiu, przeklinające głośno, niczym chaos!
27 Maj 2014, o 12:35
Steevy
Współpracownik Gnarla
Rejestracja: 21 Gru 2011, o 09:54 Posty: 190 Miejscowość: Nawet google nie widzą Podziękowano:20 razy Otrzymanych podziękowań:28 razy
Nick w grze: Mashtall
Serwer: HardCore
Re: epicka legenda
No tak i jeśli rozumiem prawidłowo to zastanawiasz się nad tym czy dla mnie klimat odgrywa ważna rolę w grze. Więc odpowiadam twierdząco Chyba, że źle zrozumiałem to wybacz
_________________ Wracam do gry ze zdwojoną siłą !
W głębi serca zawsze będę jednym z graczy Mielonych
27 Maj 2014, o 12:41
Xxjaxx
Uciekinier Taernijczyk
Rejestracja: 13 Gru 2012, o 20:22 Posty: 3 Podziękowano:6 razy Otrzymanych podziękowań:2 razy
Nick w grze: Xxjaxx
Re: epicka legenda
No to teraz ja spróbuje Wódz orków Gertos, zwołał zebranie swego ludu, aby z niego wyłonić drużynę, która wyruszy na Wielkie Polowanie. Na wielkim polowaniu orki zabijają największe i najpotężniejsze stwory, aby ich mięso miało posłużyć na zapasy do końca roku. Do tego oto polowania zawsze wybierano najsilniejszych i najsprytniejszych wojowników, dla łamag i tchórzy nie było miejsca, wybierano tylko tych, którzy mają szanse w starciu z bestiami. Orkowie naradzali się z rodzinami, czy iść na tak niebezpieczną wyprawę, w końcu nie wiadomo było czy w ogóle z niej powrócą, większa część mężczyzn zdecydowała się, że wyruszy aby głód zniknął z ich wioski przynajmniej do końca tego roku. Czule pożegnali się z rodzinami, po czym wystąpili przed Gertosa i zameldowali, że chcą pomóc. Wódz był zadowolony, że aż tylu wojowników chce z nim wyruszyć na polowanie, zaczął im tłumaczyć gdzie zamierzają się udać i jakie bronie mają z sobą zabrać, w tym czasie przed szereg wybiegł syn Gertosa, Mogar, który oznajmił, że też chciałby pójść z nimi. Wódz stanowczo odmówił, a następnie ignorując zaczepki syna, przygotowywał swą drużynę do walki. Mogar jednak nie dawał za wygraną, upadł przed ojcem na kolana i zaczął go błagać by mógł wyruszyć z nimi. Gertos nakazał swej służbie zabrać syna do namiotu i pilnować aby stamtąd nie wyszedł. Chwilę później drużyna wyruszyła na łowy, Mogar widząc, że poszli bez niego, strasznie się zdenerwował i poprzysiągł sobie, że jeszcze się zemści za to upokorzenie i za traktowanie go jak małe dziecko. Niespokojnie chodząc po namiocie i zastanawiając się nad zemstą, Mogar zauważył na półce zapiski bardzo szanowanego z swej mądrości orkowego Szamana Ri’zula. W papierach było zapisane jak można skonstruować kij dla maga. Mogara bardzo to zainteresowało i postanowił, że zrobi tą broń. Dwa tygodnie robił wszystko to co pisało w instrukcji, przez dwa tygodnie przelewał swą nienawiść w kij, wszystko musiało wyjść tak jak zapragnął tego Szaman i jak pragnęła jego zemsta. W końcu udało mu się, lecz nie wiedział do końca jak to działa, zaczął tym wymachiwać mając nadzieję, że coś się stanie, nie mylił się, w ułamku sekundy z kija wystrzelił wielki ogień, który niszczył wszystko co stanęło na jego drodze. Namioty, broń, jedzenie. Wielu spłonęło, zostały tylko trzy namioty, i to wszystko za sprawą tego małego orka… Mogar nie wierzył w to co się stało, zabrał instrukcje i zaczął uciekać z płonącej wioski, gdy znalazł się już daleko to porzucił swój kij wraz z instrukcją. Uciekł jak najdalej szukając jakiegoś schronienia, zanim jednak to zrobił to nazwał swój kij imieniem najbardziej zdradliwego stworzenia jakie znał. Nazwał go „Żmij” Nie wiadomo co się potem stało, krąży jednak legenda, że instrukcję znalazły koldy i po wielu próbach skopiowania broni nic się nie udało, wszystko było w jakiś sposób uszkodzone, dowódca koldów uznał, że kije są na tyle bezużyteczne, że nie warto ich trzymać w wiosce, nadał rozkaz aby wszystkie te bronie porozrzucać po jaskiniach aby nikt nigdy nie próbował stworzyć czegoś takiego. Co do samego kija … nikt nie wie co się z nim stało, ale wśród Orkowego plemienia krąży legenda, że odnajdzie go ktoś, kto nienawidzi jeszcze bardziej niż Mogar.
Rejestracja: 10 Mar 2013, o 12:02 Posty: 89 Podziękowano: 0 raz Otrzymanych podziękowań:8 razy
Nick w grze: Naloko
Re: epicka legenda
Steevy napisał(a):
No tak i jeśli rozumiem prawidłowo to zastanawiasz się nad tym czy dla mnie klimat odgrywa ważna rolę w grze. Więc odpowiadam twierdząco Chyba, że źle zrozumiałem to wybacz
Chodziło mi o to, że opowieści jak i odpowiednie mapy są równoważne w tworzeniu klimatu.
_________________ Rany zadane na ciele, tak jak powiedzieli, w imie... Rany zadane sercu, są początkiem, końca! Rany zadane duszy, i ty wiesz, iż to wie gdzie moje... Rany zadane mojemu życiu, przeklinające głośno, niczym chaos!
28 Maj 2014, o 21:47
Elfnocy
Współpracownik Gnarla
Rejestracja: 8 Gru 2013, o 16:40 Posty: 161 Podziękowano:232 razy Otrzymanych podziękowań:77 razy
Nick w grze: Elfnocy
Re: epicka legenda
Mam prosbe rzeby ktos "kolorowy" wypowiedzial sie czy to ma jakiekolwiek szanse wprowadzenia ? Z gory dziekuje bledy-tablet
_________________ "Nic nie jest bardziej niebezpieczne niż wróg,który nie ma nic do stracenia" Dziedzictwo "hy hy nowa krainka do nowych questów"-Togerd "osobiście jestem przeciwko HH, ludzie wtedy zachowują się jak zwierzęta"-Seba11pl
Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)
Kto jest na forum
Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 72 gości
Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum Nie możesz edytować swoich postów na tym forum Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum Nie możesz dodawać załączników na tym forum